31.01.2013

Część II - Kampania wrześniowa 1939r

Część II - Kampania wrześniowa 1939 roku

Na kilka tygodni przed wybuchem wojny otrzymałem korzystniejszą pracę w instytucji państwowej w Warszawie, gdzie zamieszkałem przy ul. Złotej. Krótko jednak trwała moja radość, w powietrzu czuło się nadciągającą burzę wojenną. W dniu 29 sierpnia otrzymałem z Krakowa kartę mobilizacyjną do 12 P.P. w Wadowicach. W Pułku zameldowałem się 30 sierpnia w godzinach wieczornych. Nie mając jeszcze w ręku formalnej nominacji na podporucznika, mimo zdanego dodatkowego egzaminu o którym wyżej mowa, w gorączce ewakuacyjnej Pułku, jako kapral podchorąży otrzymałem przydział na zastępcę d-cy plutonu strzeleckiego w Batalionie Zapasowym, którego dowódcą był major Kolanowski. Pułk w etatowym stanie wyruszył w pole ze swych kwater podwadowickich nocą 31 sierpnia, celem zajęcia odcinka obrony w rejonie Jordanowa, zaś nasz Batalion Zapasowy pozostał jeszcze w koszarach. W dniu napaści armii hitlerowskiej na Polskę zajęci byliśmy przygotowaniem do ewakuacji magazynów broni, sprzetu i kancelarii, które w dniu 2 września załadowaliśmy do podstawionego pociągu towarowego. Od momentu wyruszenia z Wadowic pociąg nasz był atakowany przez lotnictwo niemieckie. Żółwim tempem posuwaliśmy się w kierunku wschodnim, Kraków-Płaszów minęliśmy 4 września, a 2 dni później jako ostatni kolejowy transport znaleźliśmy się przed Tarnowem, za nami jechał tylko pociąg pancerny. Most na Dunajcu przed Tarnowem był uszkodzony, tory zablokowane transportami, przeważnie wojskowymi. Na skutek ciągłych bombardowań i ostrzeliwań z samolotów oraz braku możliwości dalszej jazdy, jednostka nasza jak również wszystkie inne znajdujące się przed nami otrzymały rozkaz opuszczenia transportów i marszu na przeprawę przez Dunajec, gdzieś za Mościcami. Nie zdążyliśmy się uformować i oderwać od linii kolejowej kiedy otrzymaliśmy pierwszy ogień z karabinów maszynowych od strony południowej. Większość sprzętu i uzbrojenia załadowanego w Wadowicach pozostało w pociągu. Celem naszej jednostki było dotarcie do zmieniającego się ciągle punktu koncentracyjnego wojsk. Od tej chwili cofaliśmy się ustawicznie pod gradem bomb i pocisków samolotów myśliwskich nieprzyjaciela, na kierunek Mielec-Rozwadów-Tarnobrzeg-Jarosław. W Jarosławiu zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek w pobliżu dworca kolejowego. Korzystając z chwili przerwy oddaliłem się od kolumny na kilkadziesiąt kroków celem nabrania wody. W tym czasie zaskoczyły nas bombowce niemieckie, lecące na niskim pułapie i zrzuciły kilka bomb na zgrupowane oddziały oraz pobliski dworzec kolejowy. Mogę mówić o dużym szczęściu, gdyż po powrocie do kompanii zastałem moje oporządzenie przysypane gruzem. Od Jarosławia aż do samego Lubaczowa posuwaliśmy się pod ogniem ciężkiej artylerii niemieckiej. Na obrzeżu Lubaczowa zajęliśmy stanowiska obronne, ale już po kilku godzinach dano rozkaz wycofania się na kierunek Zamość-Tomaszów Lubelski- Rawa Ruska z zamiarem dotarcia do Lwowa. Wkrótce jednak okazało się, że Lwów był okrążony przez Niemców, więc skierowano nas do Tarnopola, a następnie przez Buczacz do Stanisławowa. Kiedy dotarliśmy do granicy miasta trzeba było szybko zawrócić ponieważ do centrum Stanisławowa wkraczały już oddziały armii radzieckiejm z którymi mieliśmy rozkaz nie nawiązywać walki. W tej sytuacji zgrupowane w tym rejonie jednostki, w tym i nasz Batalion, otrzymaliśmy rozkaz przebicia się ku granicy węgierskiej. W drodze  doszła nas wiadomość, że Rząd Polski nie widząc dalszej możliwości przeprowadzenia walki, skierował się ku granicy rumuńskiej.

1 komentarz:

  1. Witam,
    jestem zainteresowana postacią Pani Ojca. Bardziej jednak osobą jego siostry i szwagra, proszę o kontakt: paulagost@wp.pl
    pozdrawiam,
    PGosthorska

    OdpowiedzUsuń