Pan Tadeusz Kramarz
20.03.1971 roku wysłałem mój pierwszy, dziękczynny list do byłego komendanta policji w Elst pana J.H.H.Broennsa, aktualnie emerytowanego komisarza policji, zamieszkałego wraz z żoną w Hengelo. Opisałem po krótce dalsza naszą drogę, pełną przygód od Elst przez kraje zachodniej Europy - Gibraltar do Anglii, moją do samodzielnej Brygady Spadochronowej i powrotną w 1944-tym do Driel koło Elst, a Jana Kaźmierczaka do Dywizji Pancernej. Załączyłem także 3 zdjęcia wykonane gdzieś w rejonie Driel w czasie naszej operacji powietrznej Market- Garden. W odpowiedzi na mój list pan Broens w liście z dnia 15.04.1971r. opisał swoje i swoich wspópracowników przeżycia, członków byłego Ruchu Oporu z pomocy których skorzystaliśmy w 1942 roku i dzięki której szczęśliwie dotarliśmy do Anglii.
Wszyscy oni wojnę przeżyli, a są to:
-J.H.H.Broens były komendant policji w Elst miesiąc po naszym spotkaniu zbiegł przed aresztowaniem przez Gestapo i do września 1944roku, do desantu naszej Brygady, ukrywał się po różnych wsiach holenderskich.
-C.G.B.Sloot ksiądz kapelan /wikary/ w Elst, po wojnie pastor / proboszcz/ parafii Joppe koło Grossel. / W części V/2 wspomniałem iż przez tą miejscowość szliśmy nocą w październiku 1942 roku/
-P.Wannet to ten który przyszedł po nas na plebanię, po wojnie objął funkcję komendanta policji w Elst, aktualnie emeryt.
-D.Wiseborn w roku 1943-cim aresztowany przez Gestapo, do końca wojny przesiedział w obozie koncentracyjnym w Rawensbruk, skąd wrócił na noszach, obecnie mieszka w Elst.
-H.W.Peters najmłodszy z nich, mieszka w Lent koło Nijmegen.
Tak dzięki pomocy Ambasady Królestwa Holandii, doszło do uzyskania pierwszych wiadomości o moich holenderskich dobroczyńcach, którym winien jestem dozgonną wdzięczność. Ambasadzie tej zawdzięczam także doprowadzenie do mojego pierwszego spotkania z nimi i zaciśnięcia głębokiej przyjaźni z całą wyżej wymienioną piątką i ich rodzinami. W miesiącu kwietniu 1971r. Zarząd Główny ZBoWID w Warszawie organizował pielgrzymkę rodzin do odwiedzenia grobów poległych żołnierzy polskich na holenderskiej ziemi. Zaproponowano mi wyjazd na który się chetnie zgodziłem. O moim przyjeździe do Holandii już wczesniej Ambasada Holenderska powiadomiła pana Broensa. O godzinie 8-mej rano 30.04.71r. oczekiwał wraz z żoną i tłumaczem panem Witoldem Nowakiem, byłym żołnierzem Dywizji Pancernej na dworcu w Hengelo na pociąg Warszawa-Hook of Holland. Z okna pociągu zauważyłem bardzo wysokiego przystojnego siwego pana trzymającego kartkę papieru z napisem dużymi literami "KRAMARZ-POLSKA". Wybiegłem z wagonu odszukałem go szybko w tłumie, uścisnęliśmy się ze łzami w oczach, wzruszenie nie pozwalało nam zamienić zbyt wiele słów. Przedstawił mnie swojej żonie, zdążyłem wypowiedzieć tylko parę słów podziękowania, a ponieważ dyżurny ponaglał do odjazdu, ja musiałem jechać dalej z pielgrzymką do Bredy, pośpiesznie wcisnąłem mu polską żubrówkę, on mnie mapę Holandii z naniesioną trasą mojej wędrówki w roku 1942-gim oraz adresem mojego miejsca zakwaterowania na czas pobytu do 6.05.71r. Miło mi było. że świadkiem tej sceny był jedyny spadochroniarz który ze mną jechał, a mianowicie pułkownik Jan Kamiński.
Z Utrechtu przewieziono nas autobusami do Bredy, skąd po wstępnym powitaniu przez panią Dyrektor A. Blom-de Recht oraz miejscowe polsko-holenderskie rodziny rozjechaliśmy się na kwatery. Ja dostałem przydział do państwa E. Lewandowskich w Ulvenhout. Centralna uroczystość złożenia hołdu poległym żołnierzom Dywizji Pancernej odbyła się w Bredzie. W dniu 1.05.1971r. razem z płk. Janem Kamińskim, oraz członkami rodzin poległych żołnierzy I Samodzielnej Brygady Spadochronowej oddaliśmy hołd naszym towarzyszom broni spoczywającym na cmentarzu w Oosterbeek. W drodze powrotnej złożyliśmy kwiaty pod Pomnikiem Polskich Spadochroniarzy, wzniesiony przez Holendrów w Driel. W dniu 2.05.71r. odbyła się główna uroczystość na Polskim Cmentarzu Wojskowym w Bredzie, gdzie spoczywają polegli żołnierze Dywizji Pancernej gen. Maczka oraz lotnicy. Tutaj po zakończeniu uroczystości, przeżyłem drugie wzruszające spotkanie. Z Arnhem przyjechała ze swoim mężem i małym synem pani Vink aby mnie spotkać, pamiętała bowiem, że w roku 1942-gim jako 9 letnia dziewczynka wyniosła nam pożywienie.Dzień 4 maja, zgodnie z planem Holendrów, przeznaczony był na moje spotkanie z byłymi członkami Ruchu Oporu w Elst. O godz.11-tej zajechałem z moim gospodarzem i tłumaczem zarazem, panem Edmundem Lewandowskim, przed budynek Policji z roku 1942, a obecnie magistrat, przed którym oczekiwała mnie znaczna grupa ludzi. Powitał mnie burmistrz Gminy Elst pan Baron Von Hovell tot Westerflier i zaprezentował moich znajomych z przed 29 lat panów J,H.H.Broensa, P.Wanneta i H.W.Petersa byłych policjantów, oraz współpracującego wówczas z nimi pana D.Wiesebrona, ponadto ich małżonki Obecni byli również przedstawiciele prasy, radia, fotoreporterzy i wiele innych osób. Po serdecznym i wzruszajacym obie strony powitaniu, zaprowadzono mnie do pamiętnej z roku 1942 celi znajdującej się w piwnicy, gdzie przebieraliśmy się w cywilne ubrania, potem pokazano mi pokój w którym rozmawiał z nami wówczas komendant Broens i odprawił w dalszą drogę. Wprawił mnie w nie małe zakłopotanie bo zapytał "Przywiozłeś szelki, które Ci wówczas pożyczyłem, pamiętam że przyrzekałeś mi je zwrócić". Zawstydzony odparłem " niestety nie, zbyt dużo czasu upłynęło i zużyły się". Następnie poproszono nas do dużej sali konferencyjnej, zajęliśmy miejsca przy stołach ustawionych w podkowę. Burmistrz Gminy Elst, po wyrażeniu przeze mnie zgody wygłosił w języku niemieckim kilkudziesięciominutowe przemówienie, w którym naświetlił, znany mu dobrze przebieg mojej ucieczki przez ich ziemie, następnie przez kraje zachodniej Europy, więzienie w Hiszpanii, Gibraltar do Polskiej Armii w Anglii. Wiele miejsca poświęcił Polskiej Dywizji Pancernej i naszej Brygadzie Spadochronowej, które walczyły na ich terenie i przyniosły im upragnioną wolność. Wyraził żal, że mój towarzysz ucieczki Jan Kaźmierczak, osiadły po wojnie w Anglii nie mógł przyjechać z powodu choroby. Kończąc przemówienie udekorował mnie przyznanym przez Radę Gminy Elst srebrnym medalem przedstawiajacym Herb, a pod nim napis GEMEENTE ELST, zaś na odwrocie " DANK VOOR UW IN DE BEVRIJDING VANN NEDERLAND 1944/45". Po krótkim podziękowaniu z mej strony oraz wykonaniu pamiatkowego zdjęcia, z inicjatywy gospodarzy spotkania, pojechaliśmy z panami Broens, Wannet,Wiesebron, Peters i ich małżonkami i panem Albertem Baltussen do Driel, gdzie pod Pomnikiem upamiętniającym walkę naszej Brygady złożyłem wiązankę kwiatów. Podobną wiązankę w imieniu Holendrów złożył również pan Baltussen. Wspomnieć muszę iż państwo Albert Baltussen i jego siostra Cora Baltussen opiekują się grobami poległych, polskich spadochroniarzy. Z panią Corą Baltussen mieliśmy przyjemność spotkać się przed kościołem w Driel w dniu 1 maja, kiedy wracaliśmy całą grupą z Oosterbeek.
Po krótkim pobycie w Driel udaliśmy się w dalszą drogę tj. do Polskiej Ambasady w Hadze, gdzie na zaproszenie pana Ambasadora Lechowicza odbyło się spotkanie z Holenderską Polonią i naszą pielgrzymką. Po prezentacji i powitaniu przez pana Ambasadora przybyłych Holendrów i ich małżonek w tej ścisłej grupie ,plus przybyła z Arnhem pani Vink z mężem, mieliśmy spotkanie z przedstawicielami prasy holenderskiej. O walkach żołnierza polskiego na wszystkich frontach w latach 1939-1945 informowali zebranych zastępca Ambasadora, z ramienia Dywizji Pancernej pułkownik Łabno, a o walkach I-szj Samodzielnej Brygady Spadochronowej w rejonie Arnhem- Driel, oraz przyczyn niepowodzeń desantu powietrznego poinformował pułkownik Jan Kamiński. W wywiadzie przeprowadzonym ze mną, tłumaczonym przez kolegę E.Lewandowskiego, przedstawiłem przebieg naszej ucieczki z obozu jeńców wojennych w roku 1942-gim, podkreśliłem pomoc z jaką spotkaliśmy się ze strony życzliwej ludności holenderskiej, a szczególnie Holenderskiego Ruchu Oporu w Elst. Podkreśliwszy wielkie znaczenie tej pomocy złożyłem podziękowanie obecnym na sali byłym członkom Holenderskiego Ruchu Oporu, którzy przed 29 laty serdecznie nas przyjęli i wyekwipowali na dalszą drogę i przyczynili się do tego, że dwa lata później powróciliśmy na holenderska ziemię z bronią w ręku, by choć w części spłacić dług wdzięczności. Przedstawicieli prasy prosiłem o przekazanie podziękowania tym wszystkim obywatelom holenderskim, którzy na trasie naszej ucieczki zawsze chętnie, w miarę możliwości, udzielali nam pomocy. Dziennikarze przeprowadzili wywiad z panem Broens, fotoreporterzy zrobili mi zdjęcie z panią Vink, a ponadto drugie zbiorowe z grupą byłych policjantów z Elast. Po krótkiej pożegnalnej rozmowie z panem Ambasadorem, Konsulem i ich małżonkami pojechaliśmy, w składzie w jakim do Hagi przyjechaliśmy, do miejscowości Joppe by odwiedzić księdza C.G.B Sloot w jego parafii. Przybycie moje sprawiło mu wielką radość, mimo dolegliwości wstał z łóżka, przeprosił że nie mógł wziąć udziału w porannym spotkaniu w Elst i naszej Ambasadzie. Naturalnie głównym tematem były wspomnienia z roku 1942, dalsze losy moje i mojego kolegi Jana Kaźmierczaka. Pogawędka przy zastawionym stole, trwała około 2 godziny, a na pożegnanie ksiądz Sloot, jak się okazało tylko rok starszy odemnie, wyraził życzenie zobaczenia mnie wraz z moją żoną w swojej parafii w roku przyszłym. Dziękując za wszystko co dla mnie swego czasu uczynił, wyraziłem zadowolenie z zaproszenia. Z bólem serca pożegnałem człowieka, którego wyciągnięta do nas w roku 1942-gim pomocna dłoń zaważyła na powodzenie naszej ucieczki i na dalszych losach. W drodze powrotnej do Bredy pożegnałem w Elst państwa Wannet i Wiesebroon, natomiast państwo Broens, oświadczyli, że pożegnają mnie na dworcu w Hengelo, kiedy to w dniu 6 maja przejeżdżał będę, wracając z pielgrzymką do Polski. Kilka kilometrów przed Nijmegen pożegnałem pana Petersa. Z kolegą Lewandowskim, który był nie tylko moim gospodarzem ale i kierowcą, wróciliśmy przed północą do Ulvenhout. W godzinach przedpołudniowych 5 maja mieliśmy spotkanie u Burmistrza Bredy, w którym uczestniczyła już cała pielgrzymka, a po spotkaniu w miejscowej restauracji uroczysty, pożegnalny obiad.
Gazety jakie ukazały się w dniu 5 maja nadały wielki rozgłos mojemu spotkaniu z holenderskimi przyjaciółmi, jakie miało miejsce w Elst i w Hadze.
Tytuły kilku z nich oraz moje niezbyt udane tłumaczenie podaję niżej.
Jan Kaźmierczak to moja rodzina. A historia jest mi dobrze znana.
OdpowiedzUsuń